Ross schował uszy kota i pazury. Jego oczy już nabrały odcień ciemnego brązu.
- Pewnie ktoś z Bractwa - powiedział - zmywajmy się z tąd. Nie zabiłem go.
Zobaczyła jak po jego policzku płynęła krew. Położyła na niej rękę i delikatnie nią zebrała.
- To boli - powiedział - chodź już.
Podbiegli do jego motoru. Ross uruchomił maszynę.
Za dwa dni moje urodziny…
- Ross - zaczęła - za dwa dni mam imprezę.
Chłopak wyjechał na ulicę i rozpędził się.
- Przepraszam co? Nie słyszałem.
- Za dwa dni mam imprezę. Przyjdziesz? - powtórzyła dziewczyna.
- Z jakiej to okazji? - zapytał.
- Moje urodziny głupolku - zaśmiała się.
Chłopak nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Ross? - zapytała z niepewnością.
- Myślałem co ci kupić - powiedział.
Dalej jechali w ciszy. Zobaczyła jak na jego ramieniu sączy się krew. Przyłożyła tam rękę. Chłopak nic nie poczuł. Gdy popatrzyła na wewnętrzną stronę swojej dłoni, była cała we krwi. Pocałowała go w szyję. Widziała jak się lekko uśmiechnął. Zobaczyła jak zbliżają się do jej domu. Jej matka wyszła wyrzucić śmieci do kosza.
- Chloe? - zapytała z niedowierzeniem.
Dziewczyna zdjęła kask w tym samym czasie co Ross. Patrzyła na nich podejrzliwie. Było już jednak za ciemno, aby dostrzec krew na policzku i ramieniu blondyna. Chloe zsiadła z maszyny. Oddała mu kask.
- Do jutra Ross - powiedziała.
- Do zobaczenia - powiedział po czym włożył ponownie kask i ruszył.
Przeszła obok matki.
- To mi się nie podoba - zaczęła pani King - jak było?
- Romantycznie - odpowiedziała dziewczyna bez namysłu.
- Co!? - zdziwiła się matka.
- Nic już. Było fajnie - weszła do domu.
Zdjęła buty i od razu pobiegła na górę. Wzięła telefon. Otworzyła aplikację 'Zdjęcia' i zaczęła przewijać. Zostawiła na zdjęciu Rosjanina. To był jedyny przedstawiciel tego kraju, którego lubiła… kochała. Potarła palcem o ekran telefonu. Przypomniała sobie jak raz zakochała się w takim chłopaku, który był od niej o trzy lata starszy. Miał na imię Josh i był wyjątkowo podobny do napastnika, którego dzisiaj ją zaatakował.
To był Josh!!!
Wybrała szybko numer do Ross'a. Jednak nie odbierał.
Pewnie jeszcze jedzie do domu…
******
Jutro moje urodziny!
Chloe już miała skończyć 17 lat.
Ross w tym roku już będzie pełnoletni…
- Chloe! - krzyknęła pani King z dołu - śniadanie!
- Zaraz przyjdę - odkrzyknęła.
Była dzisiaj sobota. Zaczęła przeliczać ile osób przyjdzie.
Amy, rodzice Amy, Treg, rodzice Trega, Ross i jego rodzice. Dziewięć osób…
Zeszła na dół. Zobaczyła jajko sadzone na bekonie. Przysiadła na krześle i zaczęła jeść.
- Dobre? - zapytała pani King.
- Bardzo - uśmiechnęła się - mamo, opowiesz mi co się stało z ojcem?
- Cóż… mało jest tutaj do opowiadaniania… wyszedł pewnej nocy i już nie wrócił.
- Było ci przykro? - zapytała dziewczyna.
- Oczywiście. A co byś czyła jakby ktoś kogo kochasz nagle by zniknął bez uprzedzenia? - zapytała pani King.
Chloe pokiwała głową.
******
Dzień mijał bardzo wolno. W końcu doczekała się późnej godziny. Wzięła prysznic, przebrała się i położyła na łóżku. Nie minęło pięć minut, a już była w krainie snów i marzeń, gdzie wszysko zdaje się takie łatwe…
Loff <3
OdpowiedzUsuńSuper <3
Kiedy następne? Już się niecierpliwie .
OdpowiedzUsuńPs Lovciam tego bloga♥♥♥
Koffam czytać Twoje opka i już się następnego rozdziału doczekać nie mogę!! ;*
OdpowiedzUsuńŁaaaaaa... szybko '0'
OdpowiedzUsuń